niedziela, 28 października 2012

czemu nie to czego pragnę to czynię

Czekałam, aż wrócą.
Możę teraz jak wyjeżdżają na week end do Taty to nie myślę o tym obsesyjnie co tam robią tylko zajmuję się moim życiem, ale przecież czekam

przyjechały
a ja znów: ubranka poskładać, czy lekcje odrobione, ząbki umyć, bajka (tak, chwila przytulenia) a potem pofukując, pohukując kładę szybko do łóżka i wychodzę... bo jutro trzeba wcześnie wstać i wyspać się przecież trzeba

dlaczego?
dlaczego nie potrafię być blisko
dlaczego nie jestem cieplutka

tylko ostatnio jak już zasną to coraz częściej tam zaglądam i czółka całuję i patrzę i się nasycam widokiem

jaką one mamę zapamiętają na życie?

środa, 25 lipca 2012

Umarłaś

Umarłaś Babciu
Czas się pożegnać

Takie ostatnie pożegnanie, bo rok temu, kiedy jeszcze miałaś siłę byłam u Ciebie z dziećmi ostatni raz się spotkać i razem pobyć

To takie dla nas było nienaturalne - po prostu bycie razem
To takie było nietypowe w naszej Rodzinie - przytulać się bez słów
Nikt z nas nie umiał rozmawiać o sobie
Nikt nie umiał wyrazić innym z Rodziny co czuje

Ty to zobaczyłaś późno bardzo. Pamiętasz jak mi powiedziałaś "jest mi tu źle, bo ich nie ma w domu, a jak są to są tacy chłodni, nikt mnie nie przytula"? Przytulałam ja Ciebie wtedy taką kruchutką, jak połowa Ciebie, taką inną, odmienioną chorobami, samotnością...
kiedyś Ty też nie przytulałaś
wszystko było takie zgodne z procedurami, savoir vivre, protokół dyplomatyczny

Wiesz jak bardzo chciałam Twojej bliskości?
Pamiętasz list jaki napisałam mając 13 lat, gdy pytałam Ciebie o Ciebie, o to jaka jesteś, jakie miałaś życie, co lubisz po to, byś stała się bliska... a Ty spanikowałaś, bo myślałaś, że wtedy już odkryłam wielką tajemnicę rodzinną, wielkie kłamstwo w jakim kazaliście mi żyć i nie odpisałaś
Straszny to był błąd
Teraz to pewnie wiesz
Mi trudno to wybaczyć

Trudno mi z tym, że to ja jako mała dziewczyna dobijałam się o relacje
Trudno mi, bo myślę, że niejednokrotnie w życiu to ja byłam doroślejsza niż Ty, niż moi Rodzice
Trudno mi, że nie powiedziałaś prawdy, bo czułam się jak pionek w grze, a nie osoba

Dobrze się stało i za to Ci dziękuję, że w ostatnich latach to zmieniłaś,
że się spotkałyśmy tych kilka razy i nareszcie mi o sobie opowiedziałaś

To był już Twój czas, żeby umierać
Szkoda jednak, że już Ciebie tutaj nie ma
że wielu rzeczy nie da się naprawić i zostaną takie koślawe
a może, szkoda, bo czuję, że zostałam z nimi sama
i jeśli naprawiać to samotnie przełamywać mur milczenia i chłodu
bo Ty jednak w tych ostatnich latach próbowałaś naprawiać tak jak umiałaś

Gdziekolwiek teraz jesteś żyj sobie spokojnie, odpocznij
i niech Ciebie tam przytulają ile się da, bo sama już wiesz, że bez ciepła jest tak pieruńsko trudno

Dobrych snów Babuniu

środa, 20 czerwca 2012

Potrzeba przynależności

A więc tak...
Chcę być czyjaś

Dlaczego?
bo taka niczyja to jak pies bezpański
włóczy się po ulicach, zjada resztki, ktoś go kopnie, ktoś z litości nakarmi
brudny jest
zachudzony
przestraszony
niczyj

Niech mnie ktoś przytuli
powie dobre słowo
głaśnie

ale nie taki ktoś kto przychodzi i odchodzi
jest a zaraz go nie ma

potrzebuję by ktoś był na zawsze, bezwarunkowo
i nie dlatego, że ja jestem wspaniała
tylko dlatego, że wybrał żeby mnie kochać

piątek, 15 czerwca 2012

Smutek

SMUTEK SMUTEK SMUTEK SMUTEK

wszechogarniający smutny smutek
niebieski
przeźroczysty jak łza

chłodny

siedzi w kąciku i chlipie
 zawiniątko

a ja z nim siedzę
może jeszcze go nie przytuliłam
ale siedzimy sobie tak razem i popłakujemy

pustka
bezsilność
z nutą braku nadziei na przyszłość

SMUTEK SMUTEK SMUTEK SMUTEK



piątek, 1 czerwca 2012

Kim jestem?

Gdy zapada cisza pozostaje spotkać siebie

Kim jestem?

"Puchem jesteś, puchem bądź a skrzydła ci wyrosną niebiańskie i ponad niebiańskie"

czwartek, 31 maja 2012

Pożegnania

Jak żegnać się na zawsze jeśli On nie umiera?

Nawet jeśli umiera to tylko żegnam się na to życie... bo potem kto wie

A tu? nie umiera i żegna się... na zawsze

Nie potrafię się rozpłakać. Nadzieje więzną mi w gardle, choć przecież sama już jakoś tam od ponad miesiąca się żegnałam w pamiętniku. A teraz to już tak na serio. Rzeczy odesłane. Maile skasowane. Numer telefonu też...

zapada cisza martwa
most runął do rzeki?

staję się wspomnieniem
czuję jak porastam powolutku kurzem zapomnienia
gdzieś w czyjejś pamięci gasnę, blednę
przestaję być bytem, żywą kobietą
staję się myślą
westchnieniem

umieram?

Stoję wciąż oszołomiona nad pustką

środa, 30 maja 2012

Będę szedł, będę biegł, nie poddam się

Z kazania: jesteśmy powołani byśmy szli i owoc przynosili. Byśmy SZLI, nie stali. Pełzali, dreptali krok po kroku, nie ważne jak, szli.

Słowa te stają się moim mottem i siłą na każdy dzień. Od tygodnia? dwóch? zmagam się ze strachem, paniką, lękiem... ostatnie dni to już nawet lęk przed lękiem, panika z powodu paniki, strach przed depresją, że koło się zamknie, historia zatoczy okrąg... znów wizyta u psychiatry? znów bioxetyna? zwolnienie na miesiąc z roboty? a potem co? znów wrócę i znów zafunduję sobie kropla do kropli, kroczek za kroczkiem kolejną sytuację, w której cały ciężar świata czuję na moich ramionach bo nie potrafię stawiać na czas granic, wyrażać siebie, bronić siebie... tylko jak już pierdyknie... to wtedy się żaróweczka zapala czerwona?

Nie no, ile czasu to potrwa zanim zauważę, że mam wiele oblicz, wiele cech, że miewam jakieś zalety, że mogę się pomylić, że mogę się rozżalić i nie mieć siły tak po prostu raz na jakiś czas bez większego aj waj, żę coś umiem a czegoś innego zupełnie nie... kiedy nauczę się siebie szanować? odpoczywać? kiedy przyjmę ciepłe słowa i nie dobiją się od szybki?

hmmm gdzie były korbki od tych szybek? gdzieś  powinny być...

Mam tu gdzieś swój mały kąt na tym świecie, nie muszę się rozpychać łokciami i nic nikomu udowadniać... wraz ze mną na świecie pojawił się mój kąt. I do jasnej cholery jestem Osobą, OSOBĄ a nie meblem, sprzętem do przestawiania, podziwiania, wyrzucania..

Teraz się położę. Żeby zasnąć trzeba będzie pewnie z kilka dziesiątek różańca... a może mantra jakaś... ostatnio powtarzałam "Duchu św przyjdź" aż zasnęłam... ciekawe czy mnie usłyszał? a jutro, jutro odprowadzę dzieci, pojadę na jedno spotkanie, potem na drugie i potem do szkoły patrzeć jak moja córa pierwszy raz tańczy na scenie dla mnie, dla mnie :) dla Mamy swojej. I pal sześć czy jestem cudowną matką czy kiepską. Ona dla mnie zatańczy :) a ja pewnie będę płakać...
to będzie zwykły niezwykły dzień
Amen

czwartek, 24 maja 2012

Strach

Boję się.

Słyszę rano budzik, albo nawet przed nim zaczynam się budzić i pierwszą rzeczą jaką stwierdzam to nieznośny ból skurczonego żołądka. Do tego drętwiejące wilgotne ręce. I skupienie wszystkich sił na tym by dobrze znana machina nie odpaliła... bo wtedy to już tylko panika

Jakoś powoli się zbieram skupiając całą uwagę na tym, by nie myśleć o przyszłości. Przyszłość zadba o siebie. Ja jestem teraz. Zrobić dziecku śniadanie. Obudzić dziecko. Zrobić sobie słodkiej herbatki na miły początek dnia. Powoli, z rozwagą, w końcu świat nie zając i życie też nie zając... i w ogóle po co się spieszyć skoro tak tego nienawidzę?

Potem wielokroć w ciągu dnia gdy chwila ciszy, gdy drobne niepowodzenie, gdy coś trudniejszego, niemiłego ten znajomy lęk powraca, obłapuje swymi oślizłymi łapskami całą mnie, znów skurczony żołądek i znów mozolne starania by maszynę zatrzymać, nie iść za tym co kojarzy się z tym właśnie skurczem, bólem...

Dziś zdarzyło mi się nieporozumienie w pracy, trudna rozmowa z klientem. Niby ktoś obcy, w ogóle mi na nim nie powinno zależeć, a jednak... boli... nie umiem żyć z nieporozumieniami... nie umiem się odciąć... wziąć głęboki oddech i robić swoje... miałam poukładać rzeczy swoje i ta jedna rozmowa odebrała mi wszystkie siły.

maile dwa napisałam w odpowiedzi na trudne, acz zwyczajne sytuacje i znów ten skurcz. Odrzucą. Zostawią. Wyśmieją. Popukają się w czoło. Moja nadwrażliwość na bodźce, na ludzkie gesty, moje czytanie między linijkami...

Boję się. Boję. Panikuję. Lękam się.

Żyje w nieustającym strachu, poczuciu zagrożenia, nieadekwatności mojej, braku miejsca dla mnie takiej. Miesza mi się co w głowie mojej a co w rzeczywistości. Co mnie tak przestrasza? Czy to już tylko włączają się powstałe lata temu mechanizmy i one od skurczu, przywołują myśli a myśli ożywiają uczucia i się spirala nakręca?

Jakże wielkiego wysiłku wymaga ode mnie zatrzymywanie machiny. Czy to syzyfowa praca?

Czy jest nadzieja? Na co? że minie? że kiedyś będzie lżej? że obudzę się bez skurczu?

niedziela, 13 maja 2012

Uzależniona

Moje intuicje, przebłyski z ostatnich lat, które się delikatnie pojawiały i odchodziły zaczynają nabierać siły, kolorytu, wagi...
Kilka lat temu określiłam siebie mianem "kobiety, która zachowuje się jak żona alkoholika"
Nie tak dawno temu miałam poczucie, że jestem uzależniona, od Niego
że uciekam w myślenie o Nim przed sobą.

A dziś?
Dziś trafiam na taki opis:
"Na określenie niezdrowych, dysfunkcyjnych relacji między partnerami w związkach używa się niekiedy słowa „toksyczne”. Toksyny, które wytwarza ten związek, powodują, że kobieta traci poczucie swojej wartości. Czuje się zraniona i upokorzona działaniami mężczyzny, ale jednocześnie nie ma siły, by go opuścić. Żyje w wiecznym stresie, często wpada w depresję. Niekiedy, próbując zagłuszyć swój ból, „leczy się” alkoholem, burzliwymi romansami, pracoholizmem. Jest sfrustrowana i swoją złość wyładowuje na innych. Nie jest zdolna do racjonalnej oceny życia, które prowadzi, a wszystkie jej działania są reakcją na zachowanie partnera. Za swoje nieudane życie obciąża jego. Wkłada wiele wysiłku, by go zmienić, bo wydaje się jej, że gdy tego dokona, wreszcie będzie szczęśliwa. Czasem to partner ją opuszcza – cierpi wtedy podwójnie i ma poczucie olbrzymiej niesprawiedliwości, bo przecież ona tak się dla niego poświęcała. "

Znaczy się odwyk mi jest potrzebny. Po prostu odwyk
I jakże nagle zrozumiałe staje się to, że właśnie w momentach kiedy jestem sama, to najbardziej się rozwijam, zyskuję pokój, szacunek do siebie,  a wchodzenie w związek nieuchronnie prowadzi do momentu, w którym staję się ofiarą i staram się coraz bardziej, coraz bardziej tracąc siebie i coraz mniej akcpetując partnera i coraz mniej widząc Go prawdziwym.

i jeszcze:
"Powodem, dla którego „kochająca za bardzo” kobieta tworzy związek z mężczyzną, jest pozbycie się jej paraliżującego lęku przed samotnością. W dzieciństwie nie czuła się wystarczająco kochana, a zabiegając o miłość rodziców przyjmowała na siebie obowiązki nieadekwatne do jej wieku.  Jej rodzice nie byli szczęśliwi i przenieśli na nią swój egzystencjonalny ból. Czasem jej trauma z dzieciństwa jest bardzo poważna - jako dziewczynka była bita, molestowana seksualnie, doświadczała upokorzeń, bądź też była całkowicie opuszczona przez rodziców. W swoim dorosłym życiu taka kobieta odczuwa olbrzymi głód miłości. Wydaje jej się, że zaspokoić go może jedynie związek z mężczyzną. Ale tylko taki, w którym czuje się bezpieczna, w którym odczuwa całkowite zespolenie z partnerem, a więzi między nimi są niezwykle silne. Wydaje jej się, że tylko wtedy ma pewność, że nie zostanie opuszczona."

Czas zacząć leczyć się z nałogu

piątek, 11 maja 2012

Małżeństwo


Moje dzieci postanowiły dziś… wydać mnie za mąż
Zaczęło się od tematów wokół ciążowych.
W: Mamusiu, masz taki okrągły brzuszek. Będziesz mieć dzidziusia?
Ja: dzidziusia? Skąd Ci to przyszło do głowy?
A: urodź nam syneczka!
Ja: niby jak?
A: no wsadzimy Ci nasionko do pupy…
Ja: jak to Wy wsadzicie?
W: nie, nie, Mama musi sobie znaleźć męża!
Ja: a jak to się robi?
A: no wychodzi się na miasto i znajduje
Ja: no jakoś chodzę co dzień po mieście i nie znalazłam
A: no idziesz ulicą, patrzysz, ktoś Ci się podoba, podchodzisz i proponujesz mu randkę…

Eh! Życie wg dzieci jest tak cudownie proste.

sobota, 5 maja 2012

Wolność

Jechałam dziś z dziećmi do domu naszego z działki Rodziców. Spędziliśmy tam cały dzień prawie. Dookoła wiosna, dzieci umorusane, brzuchy pełne i przez chwilę miałam takie niesamowite przeczucie/poczucie? wolności.

Uwielbiam prowadzić samochód. Odkąd pamiętam o tym marzyłam. W koszmarach, gdy coś/ktoś mnie goniło, chciało zabić, zniszczyć zawsze ratowało mnie dosiadanie jakiegoś pojazdu mechanicznego mimo pełnej świadomości braku prawa jazdy. Po latach doszłam do tego, że prowadzenie samochodu kojarzy mi się z niezależnością i panowaniem nad sytuacją: to ja decyduję dokąd, którędy, kiedy i jak szybko dojadę...

A w moim rzeczywistym życiu raczej zawsze mi towarzyszyło poczucie braku sprawczości, braku decyzyjności i zupełnego braku kontroli nad sytuacją i tym, co będzie ze mną. Rodzice decydowali.

W tej jednej sekundzie w samochodzie dzisiaj poczułam wolność a z tym poczuciem ogrom pewności siebie, spokoju...

Może to dziś był taki mój tryumf cichy nad Rodzicami, których od dawna nie odwiedzałam? Przyjechałam o której ja wybrałam. Spóźniłam się z resztą, bo w międzyczasie postanowiłam załatwić jeszcze jedną rzecz, na której mi zależało. Kupiłam kiełbaski i zarządziłam po przyjeździe ognisko. Potem mogłam zdecydować, że teraz już się zbieramy i odjeżdżamy, bo mam samochód (w kontraście do mojego brata, który był zależny od podwózki przez Tatę). A do tego Tata powtórzył mi jeszcze kilka razy w ciągu dnia, że mogę przyjeżdżać kiedy chcę, przytulił nawet... z Mamą jakoś na dystans. To jasno wynika z terapii, gdzie niefajne rzeczy odkrywam w mojej z Nią relacji. Nie wiem czy to te wszystkie drobnostki, czy jeszcze coś (modły do św Judy i Rity? ;) ), ale poczucie wolności było piękne. Aż za nim tęsknię. Szkoda, że trwało tak krótko, a z drugiej strony jest taką małą iskierką nadziei, że potrafię poczuć szczęście nawet jak jestem sama (bez Niego).

Choć idzie oczywiście za tym takie małe ukłucie w sercu - wielkie pragnienie dzielenia się szczęściem z kimś u boku, kto trzyma za rękę (eh, ten mój niepoprawny idealizm).

piątek, 4 maja 2012

Życie, życie...

Kolejny czas przewartościowania życia. Znów pokornieje. Brak pomysłów na to, jakby miało być dobrze. Sama już nie wiem co jest dla mnie dobre a co nie, co dobre dla dzieci, dla exa, dla Niego...

Coraz mniej słów.

Dziś śnił mi się Jurek. prowadził grupę na temat zdrady małżeńskiej... Był radosny, a inni tacy w Niego zapatrzeni... a ja odstawałam, bałam się tego uśmiechu Jurka i zachwytu grupy... nie widziałam za bardzo dla siebie rozwiązań, szans, wyjścia... strach i samotność. Jakoś tak standardowo, w pakiecie

Coraz bardziej dotkliwie doświadczam tego, że żyję w mojej głowie, a nie w rzeczywistym świecie. Ból jest w mojej głowie, obawy, osamotnienie, strach... w mojej głowie ludzie mają swoje role i żyją tak, jak pragnę, robią to, czego potrzebuję... w mojej głowie ja umiem siebie bronić, umiem mówić czego chcę... w mojej głowie bardzo wiele widzę  rozumiem, ale nijak niestety nie przekłada się to na realny świat

Znalazłam pamiętnik z 2002 roku. Opisuję tam stany jakie mam teraz. Historia się powtarza. Przeraża mnie to, bo nie widzę zupełnie, żebym się czegokolwiek nauczyła. Przeraża mnie, że podjęłam decyzje jakie podjęłam przy stanach jakie tam opisuję. Jakoś widzę, że mam bardzo ograniczony wpływ na moje życie

Albo to orka jednak jest taka, jak od września, że wstaję rano i patrze na 5-10 min wprzód, byle nie dalej. Tylko trudno mi wtedy dbać o jakikolwiek sens, wyznaczyć sobie jakikolwiek kierunek, tor... wartości, cel, strategię...

Jeśli poddałam w tej w chwili w wątpliwość w zasadzie wszystko w co chciałam wierzyć, to w co wierzyć? Komu wierzyć?

Chciałam moje życie innym. Mam jakie mam. Doceniam, jak nie smęcę, że być może dzięki temu jakie było jestem jaka jestem. Tyle, że dalej czuję teraz pustkę. Co z tym?
i w sumie co mi po tym, że taka jestem
kiedy sama siebie tak bardzo nie lubię i złoszczę

niedziela, 29 kwietnia 2012

Samotność

W samotności zgłębiam tajniki samotności.

Trafiłam na dwa rewelacyjne miejsca:
O samotności BENEDYKTYNI
O samotności psycholog Wojciech Kruczyński

i z tego drugiego miejsca cytat, który mnie powalił:
"Przyjrzyjmy się bliżej ostatniemu przykładowi. Starasz się przewidzieć wszelkie marzenia i fantazje upragnionej osoby i jak najszybciej je spełnić.  Nie zgłaszasz własnych potrzeb, żeby nie przeszkadzać – przecież to wymagałoby jakiegoś wysiłku tej osoby, a ona (nikt zresztą) wysiłku nie lubi. Ta osoba jest z tobą, nawet wydaje się zadowolona. Ale w tobie za to utrzymuje się ciągła, dziwna niepewność, jakiś nieokreślony brak, pustka, czasem złość. To przebijają się treści schowane za przegródką, czyli fakt, że tej „bliskiej” osobie jest po prostu z tobą wygodnie. I nic więcej.  Tragicznym paradoksem jest to, że taki napływ niepewności powoduje zwykle zwiększenie wysiłków w celu jeszcze lepszego zaspokojenia fantazji partnera – czyli błędne koło się zamyka. Im bardziej boisz się straty tej osoby, tym bardziej jej dogadzasz. Im bardziej jej dogadzasz, tym mniej czujesz autentycznego wysiłku (zaangażowania) z jej strony, w wyniku czego jeszcze bardziej się boisz."

No normalnie ja!!!! Właśnie tak robię. Rany :(
i cd
"Jak wyjść z tego zaklętego kręgu? Odpowiedź wyda się prosta, choć w praktyce jest to często zadanie przerażająco trudne. Kluczem jest zdolność do znoszenia braku. Braku telefonu, braku dotyku. Braku ciągłej obecności ukochanej osoby. Jest to zdolność do wyrażenia własnej potrzeby i poczekania, czy ten ktoś w ogóle to usłyszał i co zamierza z tym zrobić. Jeśli jesteś „pod ręką” cały czas, to druga osoba nawet nie ma możliwości poczuć, że cię potrzebuje. Jeśli jednak umiesz znieść chwilę braku, tym samym stwarzasz miejsce na pojawienie się pragnienia skierowanego w twoim kierunku. A przecież za tym właśnie tęsknisz, prawda?"

Na to nawet wpadłam sama, że tak trzeba zrobić tylko ni cholery nie potrafię. No nijak mi to nie wychodzi. No tak panicznie się boję, że kurcze zawsze jednak zrobię jakiś ruch... masakra

Zamilknąć

Jestem rozczarowana
światem, życiem, sobą, ludźmi

Jestem zmęczona
światem, życiem, sobą, ludźmi

Jedyne na co mnie teraz stać to położyć się
leżeć w półśnie
usiąść
patrzeć w ścianę, w okno

i milczeć

Myśli w szaleńczym tempie przebiegają przez głowę
roi się tysiące pomysłów co zrobić, zmienić
w co się zaangażować
co powiedzieć

a potem znów wraca pamięć o rozczarowaniu i zmęczeniu

i nie, nie chce mi się podejmować kolejnej walki

PO CO?

Zderzam się z moją niemocą, poczuciem braku sprawczości, bólem rozstania, odrzuceniem

i nie chce mi się już nic nikomu tłumaczyć
nie mam już na to siły

ja bym chciała, żeby był taki ktoś, kto mnie widzi bez dobijania się i dopominania
kto mi towarzyszy w codzienności

wciąż, w obliczu moich doświadczeń wraca mi myśl, że nieprzerwanie i nieustająco szukam Boga
tęsknię do pełni miłości
miłości, która nie będzie chciała, żebym coś zrobiła by być
miłości, która nie będzie chciała, żebym kimś konkretnym była by być
miłości, która nie będzie chciała, żebym coś osiągnęła by być
tak po prostu miłości
i już

nic więcej nie ma sensu ani znaczenia
nie widzę sensu w życiu jeśli nie czuję się kochana
nie widzę sensu w zmaganiach jeśli nie czuję się kochana
nie widzę sensu w działaniu jeśli nie czuję się kochana
nie widzę sensu w istnieniu jeśli nie czuję się kochana

Miłość jest początkiem i końcem
jest istotą człowieczeństwa?
jest istotą boskości

W miłości jest wolność, prawda, nadzieja, wiara, siła, sens
W miłości jest życie

śpieszmy się kochać

Jak mam kochać z mojej kuli?
Jak wyjść?
Jak się poczuć kochana?

Może tak na początek w milczeniu spotkać siebie
siebie?
Boga?

usiądę
zamilknę

sobota, 28 kwietnia 2012

Sam na sam ze sobą

Trudno z samą sobą.
Gdy głowa zajęta pracą, dziećmi, prawnikami, problemami innych, ratowaniem świata... to jakoś leci, choć momentami wtedy ciało odmawia posłuszeństwa
A teraz pięć dni sam na sam

no dobra, nie wytrzymałam i poumawiałam się trochę, bo jednak w takie pięć dni tylko z samą sobą to zwariować można

Nie mam pojęcia jak ja mam siebie lubić, jak być sobie bliska, jak się o siebie zatroszczyć, nie zdradzać, jak stawiać granice innym, by mi ni włazili tam gdzie ja jestem, by nie podeptali
jak to robić też żeby jednak Ci życzliwi byli, by pozwolić, wpuścić, pokazać, dać się dotknąć

męczy mnie złość, rozczarowanie, żal, poczucie winy, samotność

męczy mnie moja wola życia

Jak patrzę na to zdanie to myślę, że niezłe bluźnierstwo mi wyszło

Jak mogę tak siebie niszczyć? Sama. Własnymi myślami
Czy kiedykolwiek poczuję dla siebie współczucie, życzliwość do siebie, cierpliwość, ciepło?

Proszę Pani, niech będzie Pani tak uprzejma i już się od siebie odpierdoli

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Dusza rogata

Och Ty duszo moja rogata, niepokorna czegóż jeszcze się domagasz?
czy nie widzisz, że sił nie mam by walczyć?

Właśnie taki jest świat
Można się bardzo rozczarować, bardzo zawieźć, rozżalić, rozsmucić
Można też pewnie radośnie brykać, choć gdy smutek to klapki na oczach

Za czymże tak tęsknisz nieustająco?
Jakaż ta miłość ma być?
Czemuż tak mało realna?
Czemuż zwątpienie?

Czemuż niezmordowanie wracasz do tego pragnienia i upierasz się, że tak ma być
skoro przecież widzisz, że nie jest, że się nie da

Dajże spocząć duszo, spuść z tonu, pokory się trochę naucz
Bądźże czasem realistką

Zmęczona jestem



piątek, 20 kwietnia 2012

Duża dziura

Chciałam coś napisać, ująć jakoś w słowa co we mnie, ale chyba pustka mnie przerosła. Zamyślenie nad cierpieniami innych wokół chorych na raka, żegnających dzieci, Rodziców, klepiących biedę, nieszczęśliwych, nie kochanych, starych, brzydkich...

pomyślałam sobie, że to jak patrzę na świat i jak go widzę wiele zmienia

Świat dalej na pewno jest ten sam i taki jaki był. Kwestia tego jak ja o nim myślę i jakie mam w nim miejsce i jaka jest perspektywa mnie do tego świata i tych wszystkich innych.

Eh Ty Judo Tadeuszu gdziekolwiek jesteś, jeśli jesteś módl się za nami, byśmy się więcej uśmiechali
i Ty Rito, podobno też jesteś od tych spraw... beznadziejnych

Jest mi bardzo smutno
posiedzę sobie zatem ze smutkiem moim skoro już przyszedł do mnie
proszony czy nie stoi u wrót i kołacze

Po cóż trzymać go na zewnątrz? niechże już wejdzie, zupy mu dam gorącej, wypijemy herbatkę z cytryną i może jakoś zaśnie obok? A jutro? Jutro będzie nowy dzień i odwiedzi mnie może kto inny
i w ogóle będzie inaczej

niedziela, 15 kwietnia 2012

Lady in red

Od kilku dni za mną chodzi...
Chris de Burg

Marzenia dziewczyńskie... w snach stoję na stole, w sukience z koła i kręcę się, suknia wiruje a Tato patrzy z zachwytem... szkoda, że to tylko sen

A teraz chciałabym właśnie strasznie mieć czerwoną sukienkę i tak właśnie zachwycić sobą... noc przetańczyć tak by On nigdy przenigdy jej nie zapomniał i "the way I look tonight"

Może to babska próżność?

A tkwi bardzo bardzo głęboko, tęsknota nie zaspokojona, pragnienie nieugaszone.

Kim ja dla siebie jestem

W sumie to nie ma większego znaczenia, co sobie inni o mnie myślą, czy mnie chcą, czy nie chcą, czy się ze mnie śmieją i drwią czy też podziwiają...

Jedni są
innych nie ma

Jedni o mnie myślą
inni nawet o mnie nie wiedzą

Jedni mnie chcą
inni pewnie chcą mnie wymazać

są różni, jedni od dawna są, inni od przed chwilą, jedni realnie, inni wirtualnie a jeszcze inni tylko na chwilkę...

Co by jednak ich obecność lub nieobecność stała się we mnie to coś trzeba zrobić z kulą. Ileż będę tam siedzieć i sama przed sobą udawać, że mnie nie ma, zajmować się całym światem dookoła, cierpieć za miliony, tłumaczyć wszystkich z win jednocześnie niosąc wszystkie winy swoje i nie swoje...

kim ja dla siebie jestem? Czemuż sama siebie nie widzę? Czemuż nie potrafię sobie samej spojrzeć w oczy? Siebie przytulić? Sobie współczuć? Sobą się zaopiekować? Siebie wytłumaczyć? Pozwolić sobie spocząć? Pozwolić popełnić błąd? Zapłakać nad tym co mnie boli? Pomylić się? Wątpić? a potem wierzyć całym sercem? Wściec się? Drzeć się? Milczeć? Czemuż zakładam sobie obręcz na szyję, nie pozwalam wydobyć dźwięku, paplam, uciekam, dobijam się gdzie nic nie ma? Dlaczego siebie zdradzam?

Obiecałam sobie, że jak dobrze zrobię tłumaczenia i dostanę za nie kasę to kupię sobie rolki. Dostałam już ostatni przelew a rolek nie mam... prawie że dziecku kupiłam rolki. A ja? A ja to co?

W sumie to ludzie będą, nie będą, przyjdą, odejdą a ja jestem, jestem ze sobą aż do końca

sobota, 14 kwietnia 2012

Chce do Mamy

... do Mamy
ciepłej jakiejś, czułej, która pochyla się nade mną i całuje mnie w czółko na dobranoc i słucha jak coś paplam i mówi, że wszystko będzie dobrze
która JEST
nie chce do pustego domu
chce żeby tam była moja Mama i dała mi jeść i zapytała jak się czuję

Dlaczego wracam do pustego domu? Dlaczego nikt na mnie nie czeka, nie ma dla mnie czasu, miejsca, serca
Dlaczego nikt mnie nie widzi, że mnie boli, że tak bardzo mnie boli i tak bardzo mi jest źle?

Dlaczego wszystkich słucham, zbawiam i potem słyszę: "Ty to jesteś taka szczęśliwa, zawsze uśmiechnięta, mądra..."

Kurwa, nie chcę być mądra i ZAWSZE uśmiechnięta

ja chcę Mamy
zainteresowania

Nie chcę być przeźroczysta

Mama wychodzi z domu i znika a ja sobie radzę i owszem, tylko jakim kosztem i jakże bardzo mnie boli jak się dzieciaki ze mnie śmieją, jak nie umiem się z nikim zaprzyjaźnić, jak się wstydzę... dlaczego nie mam Mamy obok mnie? Dlaczego nikt mnie nie broni? Dlaczego nikt mnie nie nauczy jak się bronić?

Obraz dzieciństwa

Pusty dom, muza i ja sprzątam...

Tak, zupełnie jak dziś. Dzieciaki u Ojca, On się izoluje... jestem znów sama SAMA sama SAMA sama
Leżałam, spałam? Wściekałam się na to, że tak jest

- Kochanie czego potrzebujesz?
- Czegoś co by mi pomogło

Szkoda, że nikt nie siedzi u moich stóp i tak właśnie teraz nie pyta. Kto by to miał być? Ktoś kto nie jest na chwilę... tylko jest. JEST.

Pójdę wstawię pranie, poukładam graty, powyrzucam coś, wstawię zmywarkę, pralkę, powieszę pranie, może jeszcze umyję szafki, blaty, podłogę... będę sprzątać. Sprzątać i słuchać muzyki To takie znane

niedziela, 8 kwietnia 2012

Zmartwychwstanie

W życzeniach dziś usłyszałam:
"im więcej w sobie ukrzyżujemy, tym więcej zmartwychwstanie"

Doświadczam takiej bezsilności, bezradności, że już tylko pozostaje zamilknąć, czekać, zgodzić się na to, co się stanie, co mnie dotknie lub może właśnie nie dotknie...

dać się ukrzyżować
to nie rozpacz
to nie zobojętnienie

a jednak gdzieś przestaję walczyć

dać się ukrzyżować
to nie jest też zaufanie
to nie odwaga

bo przecież "Boże mój, Boże czemuś mnie opuścił" i "oddal ode mnie ten kielich"

a może właśnie przez lęk dochodzi się do ufności
i przez samotność wzrasta w odwadze

Zmagam się z życiem moim, z krzyżem moim i wciąż dochodzę do lęku, doświadczam samotności i tych granic nie potrafię przekroczyć, no nie potrafię

oj, tak - bunt - czemu ja? i oddal ten kielich
oj, tak cierpienie - gdzie się podziałeś i czemuś mnie opuścił

ale żeby tak "niech się Twoja wola stanie"... nijak.. nijak nie potrafię zaufać, odpuścić, odetchnąć, że oto decyzja zapadła, jest jak jest i nie trzeba już z jej powodu tak cierpieć

sobota, 7 kwietnia 2012

Jestem

Jestem, bo powołałeś mnie do życia
bo mnie chciałeś?

Jestem taka, bo przeżyłam, co przeżyłam
bo bolało?

Jestem.
Nie bardzo wiem po co
Dokąd idę
Gdzie zajdę
Kto tam będzie a kto zdradzi
Kto uszanuje a kto wyśmieje

i jakkolwiek realistyczne są moje lęki
to one są wyobraźnią
a ja?

Ja JESTEM.

Jesteś też Ty, bo powołałeś mnie do życia
bo ja Ciebie chciałam?

Jesteś, bo towarzyszyłeś w tym, co przeżyłam
opatrywałeś rany?

Jesteś.
Nie bardzo wiem jaki
Dokąd prowadzisz świat
Czy on do Ciebie zajdzie
Kto tam będzie a kto nie dotrwa
Kto będzie wierzył a kto wykpi

i jakkolwiek nierealistyczne jest Twoje istnienie
to jesteś rzeczywistością
wierzę

JESTEŚ który JESTEŚ

Znaczenie

Ważne jest to, jakie nadam czemuś znaczenie.
I jak bardzo będę w to wierzyć

Wytrwanie jednak może okazać się możliwe tylko dzięki miłości

piątek, 6 kwietnia 2012

Będę naukowcem

Znów silna fala uczuć. Wściekłość. Rozczarowanie. Bezsilność.
To tak z ostatniej godziny...

Gdyby zrobić przegląd całego dnia to... ho!ho!

Przerasta to mnie. Tyle bodźców z własnego ciała mnie przerasta. Nie mam pojęcia, co z nimi robić, jak je ogarniać, jak z nimi żyć i właściwie PO CO?
Sama sobie jestem udręką. To, co się we mnie dzieje jest udręką. To jak buduję relacje jest udręką. To jak próbuję o nie walczyć jest udręką. To jak próbuję je kończyć też k. jest udręką. To PO CO ja mam do jasnej cholery żyć? Cierpieć dla sportu? No nie! To już mi się przejadło. Może kiedyś pragnęłam cierpieć za miliony i dostrzegałam w tym jakikolwiek sens, ale odkąd chadzam na terapię, gdzie tłuką mi do głowy, by zobaczyć, jakie JA mam potrzeby, czego JA chcę i dokąd zmierzam to tamto zupełnie traci jakąkolwiek rację bytu...

No tak, mam dzieci, które wypadałoby wychować jakoś...

Ale jak wychowywać małego człowieka w takim stanie ducha? Jak Go nie podeptać? Nie zniszczyć? Jak pokazać piękno, gdy widzę ciemność? Jak dać nadzieję, gdy właśnie znów mi jej brak?

Bo mnie się wydawało, że jak będę się starać, jak będę siebie przekraczać, jak będę wydoskonalać się w miłości... to spotka mnie miłość... no już dobra, wiem, a nawet w sumie to czuję, że jak nienawidzę siebie to nikogo kochać nie mogę... no, więc już dobra, będę chodzić nawet grzecznie na tę terapię żeby zobaczyć dlaczego siebie tak nienawidzę i spróbować siebie pokochać, albo chociaż nie patrzeć na siebie z odrazą... Zrobię wszystko, co chcecie, co każecie, co powiecie, co trzeba, co konieczne, co nieuniknione tylko KURWA CHCĘ SIĘ POCZUĆ KOCHANA

On. sam nie wie, czego chce i siebie nienawidzi, więc pewnie się nie doczekam tego kochania. Ex.postanowił iść na zatracenie, kopnął w d., zdradził a teraz kroczy dumnie ku zatraceniu, jak Judasz - nie, nie ma wybaczenia, On demonem i tak już skończy. W swej bezsilności nic z tym nie zrobię jakkolwiek też mnie to wkurwia. 

W sumie wychodzi na to, że mam pomysły na życia innych, jak to pięknie i łatwo można by iść drogą samorozwoju ku świetlanej przyszłości, gdzie, choć odrobinę zazna się kochania. PYCHA? Pani moja twierdzi, że to schemat z dzieciństwa nieustająco powtarzam. Dobijam się do niedostępnej, nieobecnej matki i chcę by była dla mnie tak jak ja potrzebuję, a tu grobowa cisza, samotność, puste ściany...

No to ile jeszcze tym głupim łbem będę ten mur rozwalać?

MAM DOŚĆ!

I jeszcze Święta do tego... Eh, gdyby tak dzisiaj mnie ukrzyżowali... Może ból ciała uśmierzyłby ból duszy. Choć Chrystusa to chyba jednak bardziej rozdzierał ból duszy niestety.


A tak pozostaje postawa naukowca. Popatrzymy na mrówkę i zobaczymy jak tym razem to wszystko przeżyje… czy zaśnie? Czy uczucia ucichną? Czy nie? Co w mrówczym ciele? Żołądek znów się ściska? Ręce i łydki znów drętwieją? Hmmm Nie, nawet nie stawiajmy pochopnie diagnozy, że nerwica lękowa… a zaraz z niej depresja… nie, nie… popatrzmy sobie uważnie, jak mrówka się męczy…

czwartek, 5 kwietnia 2012

Niech się dzieje co chce

Jestem wykończona
Nie mam sił
na nic

nawet pragnąć już nie mogę... zaczynam sobie tłumaczyć, że to utopia

a pragnęłam miłości, nic więcej na świecie mnie nie obchodzi tylko, żeby poczuć całą sobą, doświadczyć miłości

wtorek, 27 marca 2012

The Shape of My Heart



Wszystko się ciągnie pokoleniami... nasze grzechy, nasze krzywdy, nasze winy przechodzą dalej... z dzieci na dzieci... Kiedy, gdzie i jak można to zatrzymać? Czy smutek mojej Matki odbija się teraz w moim sercu i tak strasznie mi ciąży? Czy to mój smutek?

A lęk? Skąd się wzięło we mnie tyle lęku, który paraliżuje codzienność. Jak go pomieścić? Jak pożegnać?


poniedziałek, 26 marca 2012

Pożegnanie z facebookiem

Facebook zablokowany. Witaj nowa ero w moim życiu! Dusza boli, ale chyba wolę jej nie obnażać jednak w wirtualnym świecie pośród tych z którymi się spotykam na co dzień. Z resztą facebook i tak był głównie dla Niego. A skoro w nowej erze ma być przerwa i Jego brak i próba ogarnięcia rzeczywistości mojej bez Niego... to facebook musiał utonąć, razem z wszystkimi mailami, smsami...
W ogóle nigdy tak nie robiłam. Zawsze zachowywałam pamięć po każdym. Segregatory z listami, mailami, pamiętniki... a tu nie... rozstać się. Pogrzebać co należy do przeszłości w przeszłości. Żyć tutaj, teraz.
Jeśli kochać to zaufać, uwierzyć, pokonać mój lęk

wtorek, 20 marca 2012

fałszywy obraz?

Widzę, że piszę jak mi źle i już nie mogę wytrzymać. Jak jest lepiej to jakoś sobie radzę... bez moich opowieści. Ostatnio tylko wzięłam pamiętnik pisany od pół roku i uderzył mnie obraz nędzy i rozpaczy jaki się tam maluje.
A przecież to nie tylko tak... zdecydowanie nie tylko tak.

środa, 14 marca 2012

Jestem zmęczona... ba wyczerpana... jak to praca nad psyche, bądź aktywność psyche może fizycznie wykończyć człowieka.
Świadomość własnej słabości, niedoskonałości, doświadczenie depresji uczą pokory. Taki przyspieszony kurs... nawet nie wiem czy chciałam się na niego zapisywać? W sumie to kto mnie zapisał? hmmm

Podobno potłuczeni to wybrańcy Boga, który tak bardzo pragnie szybko mieć ich da siebie. Ciekawa teoria. Czy mi wystarczy jako sens w zmaganiu się ze sobą i moimi brakami?

Mi tam zawsze przyświecała dewiza, że mam być doskonała, znać się na wszystkim, wszystkich wysłuchać, wesprzeć, uratować. No generalnie cyborg do n-tej potęgi to pikuś przy mnie

A tu dupa zbita...

proza życia aż kwiczy, nie ma czym błyszczeć

nawet własne ciało się ostatnio nie słucha i jakoś tak duszno mi ciągle, nie mogę złapać oddechu
marność, marność i jeszcze raz marność

moja pani na terapii dziś stwierdziła na mój argument, że w sumie to po co mam się w siebie zagłębiać przez kolejny rok razem z nią, skoro, jak twierdzi Kohelet, a ja całą duszą tak czuję, "im więcej mądrości tym więcej cierpienia", że mądrość nie tylko przysparza cierpienia ale też przynosi ulgę i swobodę. Taaaa... póki co średnio to mnie przekonuje

nie lubię jak boli i już

poniedziałek, 12 marca 2012

samotność po raz trzeci

Eh, źle, samotnie, smutno... przeraźliwie smutno...
po całodniowym wkurwianiu się na świat, na Niego głównie, choć nijak nie wiem czemu na Niego to teraz smutno znów...
i jakoś tak mordy otworzyć nie potrafi i krzyknąć też nie i niby skąd ktoś ma wiedzieć, że wzywam?

Jaka ja sama sobie obca jestem. Z przerażeniem stwierdzam, jak rzadko czuję się we własnej skórze... tak, to jakieś takie twory dziwne, uśmiech na twarzy, albo opowieści dziwnej treści, długie i barwne, ekshibicjonizm... ale zakręcony, bo Broń Boże nie na ten temat co naprawdę boli i nie do tego, od kogo boli

tak się kiszę z tym natłokiem uczuć co to ich zupełnie nie pojmuję i nie ogarniam

Dziecko mi powiedziało, że mu źle bo ciągle wrzeszczę. pięknie byłoby nie wrzeszczeć pewnie. Poczucie winy, że dziecku funduję niestabilne dzieciństwo puka, oj puka coraz głośniej. Chłodna pohukująca matka ustawiająca po kątach jak żandarm pieprzony. Ach, jak ja siebie takiej nienawidzę

I znów konflikt między tym jak być dla dziecka i dziecka nie zdradzać a jak być dla siebie i siebie nie zdradzać. Próbuję szukać kompromisu. W sumie rozmowa o złości z dziećmi nieco postawiła mnie do pionu. Jak już tak otwarcie sobie pogadałyśmy, jak która z nas się złości i po co to i jak to się czuje, gdy się złości a jak gdy się patrzy z boku to atmosfera nieco zelżała. Całe szczęście, bo W. już w niezłym stresie musiała być skoro w pół dnia stłukła 3 kubki - wszystko z rąk jej leciało

Jak ja wcale siebie nie znam, jak ja całkiem siebie ignoruję...

Dziś osiągnęłam  sukces w pracy. Siedziałam w biurze sama pracując w ciszy, a jak przylazła koleżanka to po krótkim cześć (nawet udało się bez tego uśmiechu numer 15) słuchawki na uszy i Within Temtation, byle głośniej, byle bardziej zadrżały nuty uczuć w muzyce, uwolnione latały... no ale jak druga przylazła to już znów popadłam w gadulstwo... eh! kiedy ja wreszcie przestanę tak siebie zostawiać i odgrywać te teatrzyki, jakby to komu szczęście miało dać.

Jak można się uśmiechać i pierdolić dyhteryjki o imprezce rodzinnej gdy wściekłość dymi uszami?

Sama siebie osłabiam

niedziela, 11 marca 2012

11.03.2012

Jestem definitywnie stworzona do życia w Rodzinie... albo przynajmniej komunie... cały wieczór wczoraj świrowałam. W nocy śniły mi się jakieś strachy - jak na dłoni przetrawianie aktualnych konfliktów i zdarzeń... bezsenność...

z okazji urodzin A. przyszli chrzestni całą rodziną... stado dzieciaków... gotowanie... mycie naczyń... krzątanina... zostali cały dzień... starsze dzieci się zamknęły w pokoju i bawiły wyśmienicie a ja w gronie dorosłych z bobasami tak niezwykle odpoczęłam. Zero głupich myśli, zero spinania się, stawania na wysokości zadania. No rewelacja!

Tęsknię za taką prozą życia


sobota, 10 marca 2012

10.03.2012

Dziś znów smutno, samotnie... zapętlam się chyba znów we własnych myślach. Dwa miesiące temu przestałam brać prochy i miało być już tak pięknie
Jestem zmęczona, rozgoryczona, rozczarowana
Jestem wściekła
czuję się winna

Niezły pakiecik


piątek, 9 marca 2012

09.03.2012

Już nie mogę. Duszę się z własnymi myślami, przeżyciami, których nie mam z kim dzielić na bieżąco. Może to dziecinność? Kiedy uczucia zalewają, myśli się kłębią chcę już, natychmiast, by ktoś był obok, pogłaskał, przytulił i wysłuchał... dotąd służył mi do tego zeszyt, ale on leży w szufladzie, jego nikt nie widzi, nie czyta... on utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem niewidzialna, niezauważalna, niczyja...
Jak nie zamęczyć otoczenia swymi oczekiwaniami, swym jestestwem, swymi potrzebami a jednak je mieć i wyrażać?
Nie mogę już, nie potrafię nie chcieć miejsca dla siebie na świecie. Chcę mego miejsca w świecie, w przyrodzie, w ludziach
a nader wszystko chcę poczuć się kochana i chciana

Nie potrafię z tego zrezygnować, nie potrafię już tak zaciskać tyłka by dawać, dawać i dawać... zrozumienie, wyrozumiałość, obecność, czas, uwagę po to, by dać sobie prawdo do tego, żeby dostawać... Ten system jakoś zupełnie nie działa. Naczynie się opróżnia a nikt nie nalewa... i co wtedy? upokarzające jest dobijanie się o miłość

A może to czego pragnę może dać tylko Bóg? i niepotrzebnie się złoszczę na Człowieka, że go nie ma, że za mało, że brak, że się nie domyślił, nie miał sił, przestrzeni, że nie przyszło mu do głowy, że ma swoje życie, że teraz robi coś innego, że ze mną nie chce, nie może, nie umie

Kiedy to minie? Kiedy będzie inaczej?
Po tamtej stronie lustra?

Czy to ja jestem zamknięta w mojej kuli i nie potrafię się dobić do  świata? czy świat głuchy?

Tak bardzo boli uczucie samotności, opuszczenia, braku przynależności, dryfowania gdzieś, nie wiadomo za bardzo gdzie i z poczuciem winy, że wciąż daję z siebie za mało. Może jutro sobie powiem "nie histeryzuj, masz tak wiele" i będzie mnie stać na to by podwinąć rękawy i dalej normalnie żyć... ale dziś, dziś chce mi się wyć, krzyczeć o to, by mnie usłyszano, chciano, przygarnięto, przytulono, by dano mi miejsce w sobie