Już nie mogę. Duszę się z własnymi myślami, przeżyciami, których nie mam z kim dzielić na bieżąco. Może to dziecinność? Kiedy uczucia zalewają, myśli się kłębią chcę już, natychmiast, by ktoś był obok, pogłaskał, przytulił i wysłuchał... dotąd służył mi do tego zeszyt, ale on leży w szufladzie, jego nikt nie widzi, nie czyta... on utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem niewidzialna, niezauważalna, niczyja...
Jak nie zamęczyć otoczenia swymi oczekiwaniami, swym jestestwem, swymi potrzebami a jednak je mieć i wyrażać?
Nie mogę już, nie potrafię nie chcieć miejsca dla siebie na świecie. Chcę mego miejsca w świecie, w przyrodzie, w ludziach
a nader wszystko chcę poczuć się kochana i chciana
Nie potrafię z tego zrezygnować, nie potrafię już tak zaciskać tyłka by dawać, dawać i dawać... zrozumienie, wyrozumiałość, obecność, czas, uwagę po to, by dać sobie prawdo do tego, żeby dostawać... Ten system jakoś zupełnie nie działa. Naczynie się opróżnia a nikt nie nalewa... i co wtedy? upokarzające jest dobijanie się o miłość
A może to czego pragnę może dać tylko Bóg? i niepotrzebnie się złoszczę na Człowieka, że go nie ma, że za mało, że brak, że się nie domyślił, nie miał sił, przestrzeni, że nie przyszło mu do głowy, że ma swoje życie, że teraz robi coś innego, że ze mną nie chce, nie może, nie umie
Kiedy to minie? Kiedy będzie inaczej?
Po tamtej stronie lustra?
Czy to ja jestem zamknięta w mojej kuli i nie potrafię się dobić do świata? czy świat głuchy?
Tak bardzo boli uczucie samotności, opuszczenia, braku przynależności, dryfowania gdzieś, nie wiadomo za bardzo gdzie i z poczuciem winy, że wciąż daję z siebie za mało. Może jutro sobie powiem "nie histeryzuj, masz tak wiele" i będzie mnie stać na to by podwinąć rękawy i dalej normalnie żyć... ale dziś, dziś chce mi się wyć, krzyczeć o to, by mnie usłyszano, chciano, przygarnięto, przytulono, by dano mi miejsce w sobie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz