sobota, 5 maja 2012

Wolność

Jechałam dziś z dziećmi do domu naszego z działki Rodziców. Spędziliśmy tam cały dzień prawie. Dookoła wiosna, dzieci umorusane, brzuchy pełne i przez chwilę miałam takie niesamowite przeczucie/poczucie? wolności.

Uwielbiam prowadzić samochód. Odkąd pamiętam o tym marzyłam. W koszmarach, gdy coś/ktoś mnie goniło, chciało zabić, zniszczyć zawsze ratowało mnie dosiadanie jakiegoś pojazdu mechanicznego mimo pełnej świadomości braku prawa jazdy. Po latach doszłam do tego, że prowadzenie samochodu kojarzy mi się z niezależnością i panowaniem nad sytuacją: to ja decyduję dokąd, którędy, kiedy i jak szybko dojadę...

A w moim rzeczywistym życiu raczej zawsze mi towarzyszyło poczucie braku sprawczości, braku decyzyjności i zupełnego braku kontroli nad sytuacją i tym, co będzie ze mną. Rodzice decydowali.

W tej jednej sekundzie w samochodzie dzisiaj poczułam wolność a z tym poczuciem ogrom pewności siebie, spokoju...

Może to dziś był taki mój tryumf cichy nad Rodzicami, których od dawna nie odwiedzałam? Przyjechałam o której ja wybrałam. Spóźniłam się z resztą, bo w międzyczasie postanowiłam załatwić jeszcze jedną rzecz, na której mi zależało. Kupiłam kiełbaski i zarządziłam po przyjeździe ognisko. Potem mogłam zdecydować, że teraz już się zbieramy i odjeżdżamy, bo mam samochód (w kontraście do mojego brata, który był zależny od podwózki przez Tatę). A do tego Tata powtórzył mi jeszcze kilka razy w ciągu dnia, że mogę przyjeżdżać kiedy chcę, przytulił nawet... z Mamą jakoś na dystans. To jasno wynika z terapii, gdzie niefajne rzeczy odkrywam w mojej z Nią relacji. Nie wiem czy to te wszystkie drobnostki, czy jeszcze coś (modły do św Judy i Rity? ;) ), ale poczucie wolności było piękne. Aż za nim tęsknię. Szkoda, że trwało tak krótko, a z drugiej strony jest taką małą iskierką nadziei, że potrafię poczuć szczęście nawet jak jestem sama (bez Niego).

Choć idzie oczywiście za tym takie małe ukłucie w sercu - wielkie pragnienie dzielenia się szczęściem z kimś u boku, kto trzyma za rękę (eh, ten mój niepoprawny idealizm).

2 komentarze:

  1. Może idealizm.
    Ja czasami wręcz mydlę sobie oczy, tak bardzo pragnę idealnych relacji.
    Czasami znowu mam wrażenie że byłabym wolna, gdybym uwolniła się o pewnych relacji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie, mydlę sobie oczy to dobre określenie. Ja to dotąd nazywałam obcowaniem z moim wyobrażeniem a nie żywym człowiekiem

    OdpowiedzUsuń