środa, 30 maja 2012

Będę szedł, będę biegł, nie poddam się

Z kazania: jesteśmy powołani byśmy szli i owoc przynosili. Byśmy SZLI, nie stali. Pełzali, dreptali krok po kroku, nie ważne jak, szli.

Słowa te stają się moim mottem i siłą na każdy dzień. Od tygodnia? dwóch? zmagam się ze strachem, paniką, lękiem... ostatnie dni to już nawet lęk przed lękiem, panika z powodu paniki, strach przed depresją, że koło się zamknie, historia zatoczy okrąg... znów wizyta u psychiatry? znów bioxetyna? zwolnienie na miesiąc z roboty? a potem co? znów wrócę i znów zafunduję sobie kropla do kropli, kroczek za kroczkiem kolejną sytuację, w której cały ciężar świata czuję na moich ramionach bo nie potrafię stawiać na czas granic, wyrażać siebie, bronić siebie... tylko jak już pierdyknie... to wtedy się żaróweczka zapala czerwona?

Nie no, ile czasu to potrwa zanim zauważę, że mam wiele oblicz, wiele cech, że miewam jakieś zalety, że mogę się pomylić, że mogę się rozżalić i nie mieć siły tak po prostu raz na jakiś czas bez większego aj waj, żę coś umiem a czegoś innego zupełnie nie... kiedy nauczę się siebie szanować? odpoczywać? kiedy przyjmę ciepłe słowa i nie dobiją się od szybki?

hmmm gdzie były korbki od tych szybek? gdzieś  powinny być...

Mam tu gdzieś swój mały kąt na tym świecie, nie muszę się rozpychać łokciami i nic nikomu udowadniać... wraz ze mną na świecie pojawił się mój kąt. I do jasnej cholery jestem Osobą, OSOBĄ a nie meblem, sprzętem do przestawiania, podziwiania, wyrzucania..

Teraz się położę. Żeby zasnąć trzeba będzie pewnie z kilka dziesiątek różańca... a może mantra jakaś... ostatnio powtarzałam "Duchu św przyjdź" aż zasnęłam... ciekawe czy mnie usłyszał? a jutro, jutro odprowadzę dzieci, pojadę na jedno spotkanie, potem na drugie i potem do szkoły patrzeć jak moja córa pierwszy raz tańczy na scenie dla mnie, dla mnie :) dla Mamy swojej. I pal sześć czy jestem cudowną matką czy kiepską. Ona dla mnie zatańczy :) a ja pewnie będę płakać...
to będzie zwykły niezwykły dzień
Amen

1 komentarz:

  1. Ja się zgadzam z tym że cały czas do przodu, nawet pełzając, byleby nie pozostać w miejscu.
    Ja wiem że to czasami syzyfowa robota, i przychodzi wciąż od nowa zaczynać, ale też nie do końca bezsensowna. Bo gdyby się przyjrzeć to widać postępy, chociażby takie że już z byle powodu nie myśli się o ucieczce w śmierć. To mało?
    A co że psychiatra, a co że antydep?
    Jeżeli można skrócić nieco drogę, to lepiej sobie ułatwić właśnie, bo czemu nie?
    Ściskam.

    OdpowiedzUsuń