niedziela, 29 kwietnia 2012

Samotność

W samotności zgłębiam tajniki samotności.

Trafiłam na dwa rewelacyjne miejsca:
O samotności BENEDYKTYNI
O samotności psycholog Wojciech Kruczyński

i z tego drugiego miejsca cytat, który mnie powalił:
"Przyjrzyjmy się bliżej ostatniemu przykładowi. Starasz się przewidzieć wszelkie marzenia i fantazje upragnionej osoby i jak najszybciej je spełnić.  Nie zgłaszasz własnych potrzeb, żeby nie przeszkadzać – przecież to wymagałoby jakiegoś wysiłku tej osoby, a ona (nikt zresztą) wysiłku nie lubi. Ta osoba jest z tobą, nawet wydaje się zadowolona. Ale w tobie za to utrzymuje się ciągła, dziwna niepewność, jakiś nieokreślony brak, pustka, czasem złość. To przebijają się treści schowane za przegródką, czyli fakt, że tej „bliskiej” osobie jest po prostu z tobą wygodnie. I nic więcej.  Tragicznym paradoksem jest to, że taki napływ niepewności powoduje zwykle zwiększenie wysiłków w celu jeszcze lepszego zaspokojenia fantazji partnera – czyli błędne koło się zamyka. Im bardziej boisz się straty tej osoby, tym bardziej jej dogadzasz. Im bardziej jej dogadzasz, tym mniej czujesz autentycznego wysiłku (zaangażowania) z jej strony, w wyniku czego jeszcze bardziej się boisz."

No normalnie ja!!!! Właśnie tak robię. Rany :(
i cd
"Jak wyjść z tego zaklętego kręgu? Odpowiedź wyda się prosta, choć w praktyce jest to często zadanie przerażająco trudne. Kluczem jest zdolność do znoszenia braku. Braku telefonu, braku dotyku. Braku ciągłej obecności ukochanej osoby. Jest to zdolność do wyrażenia własnej potrzeby i poczekania, czy ten ktoś w ogóle to usłyszał i co zamierza z tym zrobić. Jeśli jesteś „pod ręką” cały czas, to druga osoba nawet nie ma możliwości poczuć, że cię potrzebuje. Jeśli jednak umiesz znieść chwilę braku, tym samym stwarzasz miejsce na pojawienie się pragnienia skierowanego w twoim kierunku. A przecież za tym właśnie tęsknisz, prawda?"

Na to nawet wpadłam sama, że tak trzeba zrobić tylko ni cholery nie potrafię. No nijak mi to nie wychodzi. No tak panicznie się boję, że kurcze zawsze jednak zrobię jakiś ruch... masakra

2 komentarze:

  1. Jeśli można byłoby to przełożyć na stosunki damsko-męskie, to ja jestem na etapie odkrywania że gatunek męski to gatunek bardzo oporny na zmiany przyzwyczajeń.
    Tak mi się skojarzyło z twoim wpisem- facet lubi mieć wygodnie. Emocjonalny chłód pokrywa pracą zarobkową i w tej sferze się stara, pomijając inne.
    A w relacjach między ludźmi to jest tak, że jak się dwie strony nie pochylają nad problemem, tylko wysiłki padają wciąż z jednej strony, to jest to wtedy trudny orzech do zgryzienia.
    Przyczyna bowiem leży po obu stronach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh, no właśnie w dużej mierze to dotyczy stosunków damsko-męskich... niestety druga strona odmawia współpracy poprzez wycofanie się z pola walki. Ja najwyraźniej wykazuję się zbyt dużymi oczekiwaniami, albo zbyt dużą opiekuńczością, albo zbyt małą dyplomacją i kobiecym sprytem... generalnie jakby nie było to wciąż wychodzi mi, że mam czegoś za mało, albo za dużo, co nie pozwala mi budować takiej męsko-damskiej relacji, bo nie ma z kim... powoli zaczynam dochodzić do wniosku, że w moim wypadku to niemożliwe i nie jest to mój ulubiony wniosek

    OdpowiedzUsuń