sobota, 19 stycznia 2013

Lęk

Odkrycie, że wlasny umysł mnie niszczy jest dość przerażające, a może zwyczajnie smutne.

Wyszlam na spacer. Zima. śnieg skrzy się w świetle latarni. Cisza.
Dotąd taki obraz napełniał mnie uniesieniem. Szłam a serce we mnie rosło.

Wyszłam na spacer po całym dniu zmagania się ze sobą sądząc, że udzieli mi się magia, odżyje dzieciak, który buzię rozdziawia i czuje przyjemne łaskotanie w okolicy serca bo świat się mieni jak zaczarowany, jak z baśni.

Tymczasem dziś bliżej mi do Kaja z odłamkiem lustra w oku.
Im dalej szłam, tym mniej widziałam. Pustka.

W końcu coraz bardziej narastał niepokój, bliżej nieokreślony lęk leżący kamieniem coraz cięższym na piersi. Zeszłam na łąki. Bajkowo. A mi braknie tchu. Muszę się zatrzymywać by się nie udusić. Wokół pokój, świat śpi sobie pod białą kołderką, niebo trochę szare, trochę żółto złociste od świateł miasta. We mnie wojna. Pulsująca skroń, rozbiegany wokół wzrok, odwracam się co chwile by upewnić się, że nikt za mną nie stoi. Mój własny cień mnie prześladuje. Moje czarne myśli.

Wzięłam śnieg w dłonie. Ból je przeszył, ale duszy jakby nieco lżej.

Odcisnęłam ślady dłoni na białej ziemi. Napawam się przeszywającym kości zimnem.

Klęknęłam. Klęcząc brnę w zaspę. Padam na brzuch, czołgam się a potem klęcząc zagarniam ramionami śnieg i wyrzucam w góre by spadał na twarz przywracając mnie rzeczywistości. Znów się czołgam. Byle dalej, byle do przodu... to alegoria mojego życia, ostatnich dni, tygodni, miesięcy... nie idę...

Kiedyś z dumnie podniesioną głową, potem przygarbiona ze wzrokiem w ziemi coraz bliżej niej i bliżej... szoruję brzuchem po śniegu.

W końcu wstałam. Lęk jakby nieco osłabł, wrócił do właściwych rozmiarów. Wracam do domu. Za chwilę jednak znów dławi. Jest i nie pozwala czuć nic innego. Szczęście, że coraz bardziej doskwiera mi chłód. Przyspieszam.

Dom. Ciepła herbata. Choinka kolorowa i szpoka u jej stóp.

Tęsknię za dziecięcym zachwytem moim, za nadzieją, za wiarą, która widzi sens a nie go odbiera.

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. zapach twojej magdalenki przypomina mi
    najpierw kartkę z mojego pamiętnika http://nabiegunach.blogspot.com/2011/05/hic-transit.html
    ojojoj, w tym roku mamy dziesiętnicę

    potem moją ukochaną kołysankę Koh 3 1-14 do melodii http://www.youtube.com/watch?v=El7nz28ylPo

    następnie thriller o gościu co walczył z aniołem,
    nie chce mi się szukać telefonu,
    ale pewnie pamiętasz jak się skończyło

    a na deser gryzmoły dużo starszej koleżanki
    http://nabiegunach.blogspot.com/2011/01/panna-emilia-na-biegunach.html

    może coś z tej baryłeczki doda Ci otuchy
    tylko się nie przejedz dobrociami,
    bo utkniesz w drzwiach frontowych królika ;-)

    bizu :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieki. Piekne wszystkie. Najbardziej porusza mnie ostatni.

    Co tu zrobic z wlasna glowa by nie byla mi wrogiem? Poki co tylko uwaznosc mi przychodzi do glowy i cytat z Pieknego Umyslu: Jestem szalony. Biore nowe lekarstwa ale wciaz widze rzeczy ktorych nie ma. Tylko, ze wiem o tym. To taka dieta umyslu. Nie zaspakajam pewnych apetytow, jak apetyt na wzory, apetyt na wyobraznie i marzenia"

    A thriller to Gra Aniola, pan Zafon to napisal. Wlasnie przeczytalam i wpisuje sie bardzo bardzo w moj stan. Moze nawet jedno drugie nakreca, bo stwierdzilam u siebie juz dawno zdolnosc do wsiakania w fabule ksiazek ktore mnie poruszaja

    OdpowiedzUsuń
  4. ja chyba dlatego mało czytam, bo wsiąkam
    na pewno jedno może nakręcać drugie
    a Zafon mnie nie zachwyca
    tym niemniej czytać warto
    o.

    co zrobić pytasz
    nie wiem ale tak mi przychodzi luźno do łba
    że może sprytnie wyeliminować kategorię wroga?
    Ps 139.14?
    :*

    OdpowiedzUsuń