niedziela, 19 lutego 2017

ODWAGI

Jest czas rodzenia i jest czas umierania, jest czas siania i zbierania plonów...
Jest też cierpienie nierozerwalnie związane z miłością.

Mam takie serce, które, gdy dać mu mówić czuje, dostrzega detale i niuanse, jakie trudno bez niego zauważyć. O ile głęboka, szczenięca wręcz, radość z przelotnego uśmiechu, gestu, obrazka są mile widziane, o tyle trudno znieść ból spowodowany podobnym drobiazgiem, złym słowem o kimś, spostrzeżeniem.

Jeśli więc mam takie serce, to ono domaga się zgody na cierpienie i przyjęcie przemijania.

Owszem, mogę się nie godzić, tylko wtedy nie będzie chwil uskrzydlenia z powodu wyrazu czyichś oczu, słowa, dotknienia... albo pragnienie zatrzymania ich na zawsze oberżnie te skrzydła.
Akceptacja przemijania zaś może być wyzwoleniem  w chwilach doświadczania bólu. Przyszedł? Jest na chwilę. Zaraz odpłynie, tak, jak chmury na niebie, stopnieje jak zimowe lody na wiosnę.

Przez całe moje życie walczę z cierpieniem, staję na głowie, by je wyrzucić, zapomnieć, nie wpuścić. Doświadczanie bólu, który pali jak ogień rodzi lęk, że spłonę, przestanę istnieć. Czasem boli tak, że wydaje się, iż ból mnie zabije.

Tymczasem, czyż nie jest tak, że to lęk przed bólem mnie zabija i odbiera wszelką energię i pragnienie życia?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz